Pluskwy żyją przy człowieku od niepamiętnych czasów. Niejedna osoba nie wie, iż niegdyś baldachimy służyły tylko temu, by wszelakiego rodzaju szkodniki nie spadały śpiącym na głowy z sufitu. Pluskwa być może takim zdolnym pasożytem nie jest, jednak i ona ma zwyczaj wędrować po mieszkaniu.

Tak więc, jak jej przodkowie, wychodzi na żer w nocy i urządza sobie spacer po ciele domowników – stąd charakterystyczne, podłużne ślady ugryzień. Rozmnaża się przy tym niebywale szybko i z doświadczenia specjalistów wynika, że nawet odpluskwianie profesjonalne może się okazać nieskuteczne – dlatego trzeba zachować pewien kanon, który omówimy.

Jak przed wieloma laty zwalczano pluskwy

Należy sobie uświadomić, że w dawnych czasach kwestie walki z insektami wyglądały inaczej niż teraz. Aktualnie zdarzają się plagi pluskiew, które zawsze mają jedno ognisko. Jednak przez kontakty z innymi ludźmi są one przenoszone do kolejnych domów. Może się tak stać przez wizytę u kogoś, kto nawet nie wie, że je u siebie posiada.

Mogą też przyczepić się do ubrania np. w środkach komunikacji miejskiej. Ognisko jednak zazwyczaj szybko jest wykrywane, bo pluskwy rozmnażają się w niezwykłym tempie. Po kilku miesiącach przebywania pierwszych osobników w każdym domu, problem staje się oczywisty, a nawet trudny do ukrycia.

W dawnych czasach nie było konkretnych miejsc plag – plaga była wszędzie i na stałe. Ludzie nie mieli środków do zwalczania pasożytów i były one częścią dnia codziennego. Jeśli więc istniało jakieś miejsce bez plagi, to ograniczało się wyłącznie do świeżo postawionych budowli – na krótki okres. Insekty zabijano wówczas wyłącznie mechanicznie, a że człowiek zdawał sobie sprawę, iż ich wytępienie jest niemożliwe, „zwalczanie pluskiew” miało miejsce raczej wyłącznie podczas kąsania. Pluskwy były elementem codziennej rzeczywistości – podobnie jak innego rodzaju insekty, ale też gryzonie.

Wobec powyższego stosowano jedynie metody minimalizujące stopień ugryzień, odstraszające insekty, zniechęcające je do wędrówek po łóżku. Do metody tych należało rozkładanie w okolicy łóżka kilku produktów, jeśli były pod ręką:

  • fasolki szparagowej – której pasożyty nie znoszą,
  • mięty – która miała podobne działanie, gdy była świeżo roztarta,
  • orzechowce – liście szczególnie orzecha włoskiego odstraszają owady,
  • a w czasach bliższych współczesnym rozkładano przy łóżku: goździki, lawendę, talk, sodę czy rozlewano drażniące olejki.

Wszystko to miało odstraszyć pasożyty, ponieważ nikomu wówczas nie wydawało się oczywiste, że zasadne jest całkowite usunięcie tych pasożytów. Gdy już się pojawiły, było to niemal niemożliwe.

Dlaczego odpluskwianie jest trudne nawet dzisiaj?

Dopiero w XX wieku człowiek rozpoczął skuteczną walkę z pluskwami. Wszystko dzięki odpowiedniej chemii, ale także wzrostowi higieny osobistej ogółu społeczeństwa – głównie możliwości częstego mycia ciała we własnych domach, co wcześniej nie było tak powszechne.

Pomimo tego nawet współczesne odpluskwianie jest złożone. Wynika to z kilku faktów:

  • przeżywalności pluskiew, która jest bardzo wysoka,
  • stosowania nieskutecznych metod pozbywania się pasożytów nawet przez firmy profesjonalnie zajmujące się dezynsekcją (np. pary wodnej),
  • stosowanie jedynie zalecanych i sprzedawanych w sklepach produktów do usuwania pluskiew,
  • a nawet przekonania, że wystarczy dobrze wysprzątać mieszkanie i zastosować środki chemiczne,
  • oprysku lub zastosowania innej metody jednorazowo – co raczej nigdy nie gwarantuje skutecznej dezynsekcji,
  • konieczności opuszczenia lokalu przez rodzinę, co nie zawsze jest możliwe – a jeśli wobec tego dobiera się nietoksyczne metody zwalczania pluskiew, mogą się one okazać nieskuteczne,
  • podobnej konieczności wyniesienia wielu przedmiotów z mieszkania, a nawet ich wyrzucenia, co może budzić opór.

I chyba wśród powyższych najtrudniejszym do rozwiązania problemem jest opuszczenie domu. Niektóre metody odpluskwiania tego bezwzględnie wymagają, a czasem trzeba ich użyć jeśli chce się mieć pewność skuteczności wszystkich zabiegów. Podjęcie takiej decyzji wzmacnia jednak najzwyczajniejszy lęk – wyobrażenie, że po dezynsekcji wraca się do domu, w którym zostały pluskwy, lecz ich nie widać.